„Amatorsko o amatorach”

Mało się ostatnio dzieje wokół Zagłębia w kwestii aktywności kibiców. Jeszcze 2 miesiące temu Twitter płonął od wiadomości nakręcających się wzajemnie kibiców na kolejne mecze. Każdy chyba czekał na kolejne informacje dotyczące ilości sprzedanych biletów. Wlatywały kolejne zdjęcia z plakatami przedmeczowymi z różnych miejscowości. Wydawało się, że są fundamenty, na których można budować dobre relacje na linii klub-kibice. Były podstawy, by sądzić, że ten sezon będzie dość solidny. Nie rewelacyjny, nie z pucharami, ale górna połowa tabeli wraz z poprawą jakości w grze to nie była jakoś wysoko postawiona poprzeczka. Wąskie grono kibiców wypowiedziało się na temat tego jak odbierane byłoby konkretne miejsce Zagłębia na koniec sezonu. Wynikało z tego, że już 10-te miejsce traktowane było jako coś zupełnie w naszym zasięgu, coś co nie powinno budzić żadnych negatywnych emocji, a miejsce 7-me byłoby pozytywnym wynikiem. Wydaje się to dość wysoko zawieszoną poprzeczką biorąc pod uwagę, że nasza liga jest jedną z sześciu najmocniejszych w Europie. A nie czekaj… Nasza liga jest tak kompletnie ogórkowa, że przed nami w rankingu UEFA są takie potęgi jak: Słowacja, Węgry, Rumunia, Bułgaria, Cypr, Szwecja, Grecja czy Izrael. W tegorocznym rankingu więcej punktów od naszej ligi zdobył… Lichtenstein mający niecałe 40 tys. mieszkańców. To mniej więcej tyle co mają takie miejscowości jak: Bolesławiec, Chojnice, Żyrardów, Mińsk Mazowiecki czy Miłków. No OK, może liga jest słaba na tle innych lig, ale za to wyrównana, a każdy klub ma wysokie ambicje. Na 18 drużyn 13 zarzeka się, że walczy o mistrza, 4 o puchary, a tylko Miedź Legnica o utrzymanie. A nie czekaj… To też nie prawda. No więc o co tu chodzi? Mamy ligę, której poziom jest tak niski, że śp. gwiazdor Stevie Lee z serii Jackass byłby dla niego olbrzymem (dla niekojarzących – mierzył on 1,27m). Mamy tak ambitne podejście zarządzających klubami, że jak ktoś zadeklaruje grę o mistrza to przez tydzień pisze się o tym w każdej gazecie i na każdej stronie internetowej. Mamy kluby grające regularnie na takim poziomie, że wygrana beniaminka, lub drużyny ze strefy spadkowej z liderem nikogo nie zaskakuje i nie dziwi. Wydaje się, że nic prostszego jak tylko objąć klub w Ekstraklasie, bo już chyba w żadnej innej branży nie będzie mniejszej konkurencji, a poprzeczka nie będzie zawieszona na wysokości kolan… Steviego Lee. Mamy od lat do czynienia z zarządem, który zwyczajnie nie nadaje się do prowadzenia klubu. Z trenerami, którzy nie są w żadnym stopniu przygotowani do prowadzenia drużyn na tym poziomie.

I można tak śmiało pisać, bo jeśli już chodzi o zawodników to wśród nich znajdują się tacy, którzy są w stanie prezentować poziom znacznie wyższy niż ten, jaki mamy w Ekstraklasie. Sporo zawodników wyjeżdża do mocniejszych lig i radzi sobie dość dobrze. Wielu skreślonych u nas zawodników zmienia klub i nagle okazuje się, że potrafi grać. Taki Łukasz Poręba, który rok temu nie zawsze był zawodnikiem pierwszego zespołu przechodząc do jednej z najmocniejszych lig Europy w meczach, w których występował prezentował się bardzo dobrze. To nie przypadek, że wyjeżdżający do lepszych lig zawodnicy mówią, że treningi są bardziej intensywne, a gra dużo szybsza. Czy to znaczy, że oni się tam nie nadają, bo jako Polacy nie są w stanie się tego nauczyć? Nie. Oni się przestawiają na inny system pracy, podporządkowują się tym rygorom i po jakimś czasie grają w tej lepszej lidze z innymi jak równy z równym. Czy to znaczy, że u nas tak się nie da, bo nie mamy dobrych zawodników? Nie, to znaczy, że nie mamy dobrych zawodników, bo nikt z nimi tak nie pracuje. U nas zawodnik młody musi być wpuszczany powoli, to musi być proces rozłożony najlepiej na jakieś minimum 2 sezony. Nie można wpuścić młodzika na mecz o wysoką stawkę, bo on jeszcze nie jest do tego gotowy. Tymczasem tylko w tym sezonie w Lidze Mistrzów zagrał szesnastolatek, siedmiu siedemnastolatków i siedmiu osiemnastolatków. Ja wiem, że w Polsce te wyliczenia objęłyby jeszcze dwudziestodwulatków, ale w Europie to już często ukształtowani piłkarze. Jak to jest, że w Europie po transferze zawodnika często jest on dość szybko wprowadzony do pierwszego składu, a u nas jeszcze po dziesiątej kolejce tłumaczy się, że piłkarz się nie zaaklimatyzował, że nie ma zgrania z innymi. To nie jest tak, że on się nie zaaklimatyzował, tylko dupa z niego, a nie piłkarz, a te teksty to tylko tłumaczenia dla nieudolności działu skautingu, który sprowadza takie produkty, które w poważnym klubie nie przeszłyby nawet przez bramę klubową, bo jakiś szacunek do siebie trzeba mieć. Nie podaję tu żadnych przykładów, bo chyba każdemu czytając to pojawiają się przed oczami kolejne twarze wspaniałych postaci, po których odejściu kibice ironicznie piszą: „wspaniały piłkarz nigdy go nie zapomnę”. Temat zarządzania jest długi jak serie naszych napastników bez bramek, a to tylko część problemów. Chciałem opisać to trochę bardziej szczegółowo i uzupełnić o kwestie związane z dniem meczowym, cateringiem, zarządzaniem obiektami, komunikacją i sami dopiszcie sobie pozostałe 72 problemy z którymi się borykamy, ale nie mam za dużo czasu, te parę zdań piszę już koło godziny, a jest 3-cia w nocy więc powoli będę przechodził do sedna sprawy, a jak ktoś chciałby uzupełnić tę wypowiedź o swoje spostrzeżenia odnośnie problemów jakie mamy to bardzo o to proszę i nie mogę się doczekać, aż będę mógł o tym poczytać. Mnie uświadomiło kilka osób dość boleśnie, ale i trafnie, że wymaganie czegokolwiek od Zagłębia jest trochę frajerskie. Mamy klub, który jest zarządzany w sposób amatorski przez ludzi, którzy są amatorami i jak każdy dobrze wie raczej mało prawdopodobne, by to się zmieniło. Możemy żonglować prezesami, wybierać kolejnych trenerów z listy dostępnych na polskim rynku, zmieniać pion sportowy, ale to dalej będzie zlepek amatorów przeskakujących z jednego do drugiego klubu w Polsce. I wracając teraz do początku wypowiedzi, tak długo, jak długo klub będzie zarządzany przez amatorów, tak długo będziemy mieli słabą frekwencję na meczach i grobowe nastroje podczas wypowiedzi na Twitterze. Nawet tak świetny, w mojej opinii, projekt jak #SpecjalisciZL ostatnio zwolnił i jakoś nie widać, aby pojawiały się protesty w celu stawiania kolejnych pokoi. Ludzie zwyczajnie są już przemęczeni Zagłębiem. Mimo, że kochamy ten klub, to w kontekście obecnej sytuacji nie budzi on żadnych pozytywnych emocji. Czekamy na kolejne mecze ze świadomością, że zostanie nam zaserwowane widowisko poziomem niczym nie odbiegające od kolęd śpiewanych przez siostry Godlewskie, a kolejnymi traconymi bramkami przejmują się już tylko najwytrwalsi kibice, bo reszta już się z faktem bylejakości pogodziła. Ja, wobec tego sezonu oczekuję już tylko trzech rzeczy. Po pierwsze, że się utrzymamy w Ekstraklasie. Po drugie, że Piotr Stokowiec zostanie zwolniony (wiem, pisałem wyżej, że zmiana nic nie da, bo przyjdzie kolejny amator, ale zawsze to, będzie się lepiej wypowiadał, bo gorzej się już nie da, a poza tym Twitter ożyje, bo będzie temat ciekawy). Po trzecie, że może wreszcie uda się z kimś z grupy Specjalistów spotkać za niecałe dwa tygodnie na meczu z Cracovią, bo jak się plany nie popierdzielą to wreszcie od długiego czasu będę na meczu. Ożywcie trochę Twittera i napiszcie jak bardzo się mylę w jak wielu sprawach i że świat wokół Zagłębia nie jest czarno-czarny, a ma też piękne miedziano-biało-zielone barwy na widok których od razu chce się żyć. Wszystkiego dobrego i oby amatorzy wyjaśnili mnie tak, jak zazwyczaj Specjaliści wyjaśniają amatorów.

Pozdrawiam

Łukasz Krekora

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *