Józef Ligus

Józef Ligus ur. 1 sierpnia 1948 roku w Choszcznie. Wychowanek Lechii Dzierżoniów. Później zawodnik takich klubów jak: Polonia Głubczyce, Włókniarz Kietrz, Unia Racibórz. Karierę zawodową kończył w Zagłębiu Lubin. W latach 80 wyjechał do Stanów Zjednoczonych i tam amatorsko grał w Wiśle Chicago. Wrócił do Polski 1,5 roku później i pograł jeszcze w Prochowiczance Prochowice. Po zawieszeniu butów na kołku zajął się pracą trenerską z klubami w regionie.

Józef Ligus

Jak zaczynał Pan przygodę z piłką nożną i w jakiej drużynie?

Pochodzę z wielodzietnej rodziny i sam zgłosiłem się do Lechii Dzierżoniów. Zaczynałem od trampkarzy. Sam siebie pilnowałem żeby sumiennie chodzić na treningi i nie opuszczałem praktycznie żadnego. W ten sposób przeszedłem każdy szczebel w klubie i w wieku 18 lat zacząłem grać w drużynie seniorów. Nie byłem podstawowym zawodnikiem, ale zaliczyłem kilka spotkań. Z tych spotkań w seniorskiej piłce zapadł mi w pamięci Zygmunt Garłowski z Bielawianki Bielawa. Wyróżniał się na boisku i później zrobił całkiem ciekawą karierę (red. reprezentant Polski oraz kapitan i mistrz Polski ze Śląskiem Wrocław). Rozegrałem wtedy ok. 10 spotkań w okręgówce. Chciałbym wspomnieć też mojego trenera Czaję, który mnie prowadził w Lechii. W tym klubie zawsze było wielu dobrych zawodników, lepszych ode mnie, ale nie mieli szczęścia. Andrzej Ośka poszedł do wojska i trafił do Śląska Wrocław, więc to też miało znaczenie jaką jednostkę Ci przydzielą. Wielu kolegów jednak nie poszło nigdzie grać i zostało w Dzierżoniowie. Warto też wspomnieć o Heniu Zdeblu, ojcu Tomasza, który trafił do Lechii z Górnego Śląska. Był to mocny zawodnik, dobrze trzymał się na nogach i miał potężny strzał. Spotkałem go później grając w Unii Racibórz, a on reprezentował ROW Rybnik, a w wojsku grał w Lotniku Wrocław.

Jak wychowanek Lechii Dzierżoniów trafił do Polonii Głubczyce?

Sprawa wyglądała prosto, zostałem powołany do wojska i skoszarowany w jednostce wojskowej w Kietrzu. Nie grałem praktycznie pół roku w piłkę, bo nie było gdzie, a grać w cywilnych klubach nie mogłem. W wojsku zostałem kierowcą, więc miałem trochę więcej czasu wolnego dla siebie. Ponadto strażnica, w której byłem liczyła 17 żołnierzy, więc mieliśmy rodzinną atmosferę. W wolnym czasie kopałem sobie piłkę niedaleko jednostki na takim placyku z innymi chłopakami. Rozeszła się informacja po okolicy, że potrafię grać w piłkę i Włókniarz Kietrz zaproponował mi grę u nich. W międzyczasie major z Głubczyc dowiedział się o mnie i zaproponował przeniesienie i grę w Polonii. Zgodziłem się, bo zaproponowano mi lepsze warunki. W Głubczycach mogłem się skupić na graniu i trenowaniu. Wtedy też pamiętam, że pierwszy raz miałem styczność z Unią Racibórz, ale do tego klubu jeszcze powrócimy. Grałem tam w lidze okręgowej. W październiku zakończyłem służbę wojskową i wróciłem do Kietrza.

Józef Ligus przygotowujavy się do sezonu

Zamieszkał Pan po wojsku w Kietrzu i związał się z Włókniarzem?

Tak, ożeniłem się i zamieszkałem w tym mieście. Tym razem przymiarki działaczy Włókniarza się udały, a ja mogłem grać na miejscu.

Ile czasu grał Pan we Włókniarzu? Która to była wtedy liga?

Grałem we Włókniarzu Kietrz przez ponad pół roku (październik 1969 – sierpień 1970). Włókniarz też był w lidze okręgowej, ale w tabeli był niżej niż Polonia. Skrzykiwaliśmy się z chłopakami i trenowaliśmy. Ja lubiłem dużo biegać, więc robiłem sobie dodatkowe ćwiczenia i zajęcia.

Zanim była Unia Racibórz to pojawiła się oferta Odry Opole. Potwierdzi Pan to?

Tak, ale zanim to zrobiłem pojawił się również temat Odry Opole. Nie wierzyłem, że pierwszoligowy klub zainteresował się moją osobą. Osobiście było to dla mnie duże wyróżnienie. Pojechałem do Opola i odbyłem kilka treningów. Inny świat, inna intensywność i rodzaje treningów. Grali tam wspaniali zawodnicy np. Klose (ojciec Miroslava). Tam na treningach w gierkach grało się przyjął- oddał, a ja tego nie wiedziałem i przytrzymywałem piłkę. Fizycznie byłem dobrze przygotowany, ale technicznie odstawałem. Obiecano mi za przyjście do Odry mieszkanie, ale po rozmowie z gospodarzem klubu, który mi rozjaśnił trochę sytuację, opadły mi uszy, bo np. Zbigniew Gut nie miał mieszkania, a był czołową postacią drużyny. Nie chciałem mieszkać bez żony, a spanie po hotelach nie wchodziło w grę. Później wyjechałem na kilka dni do rodzinnego Dzierżoniowa na krótki urlop. Po powrocie do Kietrza szwagier poinformował mnie, że Unia Racibórz chce się ze mną spotkać.

Józef Ligus kuca drugi od prawej

Kariera nabrała tempa, w sierpniu 1970 r. trafił Pan do Unii Racibórz?

Działacze Unii Racibórz byli konkretni. Szybko się dogadaliśmy i załatwili wszystko migiem. Plusem był również fakt, że z Kietrza miałem bardzo blisko do Raciborza. Przez rok dojeżdżałem na treningi i mecze. Później otrzymałem mieszkanie. Unia Racibórz to była druga liga, więc praktycznie przez pierwszy rok w klubie uczyłem się wszystkiego. Drugi rok w Unii był już lepszy dla mnie, byłem też pewniejszym siebie zawodnikiem. Zapadł mi w pamięci mecz z ŁKS-em Łódź, 25 tysięcy ludzi na stadionie. My bronimy się przed spadkiem, a oni walczą o awans do pierwszej ligi. Trener Adam Wapiennik ustawił nas dobrze taktycznie, nasz bramkarz Liszka bardzo dobrze bronił i ugraliśmy remis. Warto zaznaczyć, że trener Wapiennik jak na tamte czasy dosyć nowatorsko nas ustawiał i graliśmy skrzydłami. Ja często pełniłem rolę wahadłowego, a że byłem wybiegany i lubiłem to, to świetnie się w tym odnajdywałem. Niestety spadliśmy do trzeciej ligi (liga wojewódzka). Warto też wspomnieć Huberta Kostkę, wychowanka Unii, dzięki któremu później z Zabrza do Raciborza trafiało wielu ciekawych zawodników. Po spadku wielu starszych zawodników kończyło kariery lub odchodzili z klubu. To była szansa dla nas, młodszych zawodników na wykazanie się.

Jak wspomina Pan spędzone prawie 5 lat w Unii?

Bardzo dobrze wspominam ten czas i nawet niedawno byłem w Raciborzu na spotkaniu byłych zawodników Unii. Cieszy mnie fakt, że pamiętają o mnie i mogę powspominać z kolegami nasze piłkarskie przygody. Bardzo pozytywnie oceniam też szkolenie młodzieży w tamtym czasie. Klub bazował na swoich wychowankach i zawodnikach z regionu. Jako ciekawostkę dodam, że szwagier zabierał mnie na mecze Unii zanim jeszcze pojawił się jakikolwiek temat gry w tym klubie. Pamiętam swój pierwszy obóz przygotowawczy jak przychodziłem do Unii. Obóz odbył się w Blachowni. Pamiętam Piotrka Mowlika, który był zmiennikiem Krupy u nas. Później zrobił sporą karierę (red. grał w Reprezentacji Polski, Legii i Lechu). Ten obóz dał mi sporo w kość, treningi biegowe po 40 okrążeń stadionu. Ja przychodząc do Unii trenowałem praktycznie sam dla siebie, a tu były konkretne treningi bez taryfy ulgowej. Doświadczeni zawodnicy na finiszu takich treningów potrafili się ścigać kto będzie pierwszy, a my młodzi walczyliśmy o przetrwanie. Czasami wymiotowaliśmy albo musieli nas cucić, bo wysiłek był bardzo duży, a my ambitnie podchodziliśmy do wyznaczonych celów.

Józef Ligus w barwach Unii Racibórz, stoi 3 od lewej

Baraże o 2 ligę. Jak wspomina Pan walkę z Zagłębiem Lubin?

Będąc zawodnikiem Unii graliśmy baraże o drugą ligę z Zagłębiem Lubin, Unią Tarnów i GKS Jastrzębie. W roli liderów do awansu stawiano GKS Jastrzębie i Unię Tarnów. Chociaż po pierwszym meczu rozegranym u nas z Zagłębiem Lubin stwierdziliśmy z kolegami, że to oni mogą być czarnym koniem. Pierwszy mecz barażowy rozgrywaliśmy u nas w Raciborzu. Spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. W pierwszej połowie mogliśmy wygrywać 2:0, ale mój strzał i kolegi Wygnała wylądował na poprzeczce. Zagłębie wtedy nie miało jeszcze żadnych osiągnięć w krajowej piłce. W meczu z GKS Jastrzębie decydującą bramkę o awansie dla Zagłębia strzelił mój serdeczny przyjaciel, Jan Ławnik. My zdobyliśmy 4 punkty, raz wygraliśmy i dwa razy zremisowaliśmy mecz. Zagłębie o punkt wyprzedziło wtedy GKS Jastrzębie i awansowało do drugiej ligi.

Czy podczas baraży wiedział już Pan, że przechodzi do Zagłębia?

Grałem na prawej obronie i przed barażami dochodziły mnie słuchy o zainteresowaniu moją osobą przez trenera Sitko. Co ciekawe trener Alojzy Sitko widział mnie bardziej w pomocy niż w obronie, ale o tym dowiedziałem się już będąc w Lubinie.

Józef Ligus w walce o piłkę

Proszę przybliżyć otoczkę Pana transferu do lubińskiego klubu.

Wstępnie byłem umówiony z lubińskimi działaczami, że usiądziemy do rozmów jak Unia nie awansuje do drugiej ligi. W Lubinie i okolicy miałem trochę znajomych. Z Lechii Dzierżoniów znałem Grabysia, który trenował Stal Chocianów i mieszkał w tym mieście. Pamiętam, że rozmawiałem ze Stanisławem Świechem i Edkiem Kiciorem, którzy przyjechali do mnie. Praktycznie jak byłem dogadany już z Zagłębiem Lubin to pojawili się również działacze Unii Tarnów, ale podziękowałem im za zainteresowanie.

Czy bramka strzelona 10 sierpnia 1975 r. Piastowi Gliwice w zremisowanym meczu po 1 w 2 lidze była Pana pierwszą w barwach Zagłębia?

Tak. To był w ogóle mój debiut w lubińskiej drużynie. Strzeliłem bramkę, ale nie wykorzystałem też karnego w tym spotkaniu. Trener Sitko na treningach kazał nam strzelać karne i byłem do nich wyznaczony jako pierwszy, a drugi był Franek Buczkowski. Podchodząc do tego karnego czułem, że nie strzelę. Trafiłem w poprzeczkę i myślę, że zjadła mnie trema.

Józef Ligus pierwszy od lewej z kolegami z Zagłębia Lubin

Jak wspomina Pan 2-ligowe mecze w barwach Zagłębia w sezonie 1975/1976?

Zostałem serdecznie przyjęty przez drużynę i szybko zaaklimatyzowałem się w nowym otoczeniu. W Lubinie stałem się rozpoznawalną osobą, ale mi to nie przeszkadzało, bo do każdego podchodziłem serdecznie i poświęcałem mu czas czy to na autograf czy rozmowę. Klub miał aspiracje do awansu do pierwszej ligi.

Jaka atmosfera panowała w szatni i klubie? Jak wspomina Pan samo miasto?

Pierwszy raz miasto widziałem z samochodu, którym wiózł mnie Edward Kicior i pokazywał najważniejsze punkty. Pamiętam, że w miejscu obecnego dworca pks stał wtedy młyn. Racibórz jest starszym, historycznym miastem i ma o wiele ładniejszą zabudowę od Lubina. Lubin był młodym miastem i szybko się rozwijającym, postawiono na bloki i nowoczesną zabudowę. Trenowaliśmy na boisku na ul. Odrodzenia albo na żużlu. Szatnia przyjęła mnie bardzo dobrze i po czasie szybkiej aklimatyzacji byłem jednym z nich. Zaprzyjaźniłem się z Mietkiem Bakiem, Michałem Lewandowskim i Leszkiem Malawskim. Odwiedzaliśmy się całymi rodzinami i często wspólnie spędzaliśmy czas. Bardzo dobry kontakt miałem z Rudkiem Koniecznym.

Józef Ligus leży na trawie

Jak wspomina Pan trenera Alojzego Sitko? Jakim był trenerem?

Bardzo dobrze wspominam trenera Sitko jako człowieka i szkoleniowca. On był cały czas za drużyną, stawiał na technikę i uczył nas grać schematami. Bardzo dobrze przygotowywał nas taktycznie. Robił ciekawe treningi i dozował obciążenia, nie byliśmy zajeżdżani. Przy rzutach rożnych często byłem wykorzystywany pod bramką przeciwnika, potrafiłem uderzyć i zgrać piłkę głową. Pamiętam taką sytuację, że skacząc do główki z Michałem Lewandowskim skręciłem kostkę i wypadłem z gry na 4-5 tygodni. Po wyleczeniu i powrocie do treningów trener Sitko wprowadzał mnie stopniowo i trenowałem i uderzałem piłkę siatkową, bo była lżejsza. Obciążenia treningowe też miałem dozowane krok po kroku.

Czy z sentymentem wracał Pan do Raciborza na mecze ligowe w barwach Zagłębia Lubin? Pamiętano o Panu w Raciborzu?

Oczywiście, że sentyment był i nadal jest. Lubię wracać do Raciborza i spotykać się z kolegami. Gdy grałem w Zagłębiu i przyjeżdżałem na mecz z Unią to zawsze miło mnie witano. Kibice mnie nie wyzywali i dopingowali. Jak traciłem piłkę to zawsze starałem się ją odzyskać i kibicom się to podobało. Do Unii przychodziłem jako młody chłopak, który chciał się uczyć i grać. W Lubinie byłem już ułożonym zawodnikiem.

Jak wspomina Pan mecze Pucharu Polski z sezonu 1978/1979 z Legią, Górnikiem Zabrze i Wisłą Kraków?

Dla takiego zawodnika jak ja, to było wielkie przeżycie. Tych zawodników oglądało się w tv i na pierwszych stronach gazet. Przeciwko nam zagrali Deyna, Janas, Ćmikiewicz, Smolarek czy Topolski. Trenerem Legii był wtedy Andrzej Strejlau. W tym meczu wszedłem na boisko w drugiej połowie zmieniając Mariana Kowalskiego. Pamiętam takie ostre starcie w powietrzu z Topolskim, gdzie upadłem na plecy i przez dłuższy moment nie mogłem złapać powietrza. Na szczęście nic mi się nie stało. Wygraliśmy 2:1 po bramkach Stańczyka i Bieguna, a dla Legii strzelił Deyna.

Od dawna kibicuję Górnikowi Zabrze, więc mecz przeciwko takiej drużynie był dla mnie dużą motywacją.

W meczu z Wisłą Kraków byłem kapitanem drużyny. Szkoda wyniku, ale zagraliśmy najlepiej jak potrafiliśmy.

Jaka atmosfera panowała wtedy na stadionie górniczym? Jak wspomina Pan kibiców w tamtym czasie?

Wie Pan jaka to była przyjemność grania? Pełne trybuny, ludzie skandujący Twoje nazwisko, pozdrawiający Cię. Rodzina i przyjaciele się zjeżdżali, dla każdego mieszkańca miasta i regionu to było wielkie przeżycie. Kiedyś stadion żył Zagłębiem i długo przed meczem było czuć wspaniałą atmosferę.

Jak współpracowało się Panu z trenerem Eugeniuszem Mycakiem?

Z Gieniem Mycakiem znałem się wcześniej, bo trenował w Zagłębiu Lubin młodzież. Jak objął pierwszą drużynę to niespouchwalałem się z nim. Trener Mycak ustawiał mnie na środku pomocy, a czasami nawet w ataku. Był solidnym trenerem, ale szczerze muszę przyznać, że trenowali mnie lepsi szkoleniowcy.

Do kiedy grał Pan w Zagłębiu? Czy oficjalnie zakończył Pan karierę zawodową w Zagłębiu Lubin?

W Zagłębiu Lubin grałem do jesieni 1979 roku. Myślę, że tak, bo później grałem już amatorsko w USA i lokalnych klubach.

Józef Ligus w barwach Wisły Chicago, stoi pierwszy od lewej

Kiedy wyjechał Pan do USA? Ile lat grał Pan w Wiśle Chicago?

Wyjechałem do USA na początku stycznia 1980 roku i grałem w Wiśle Chicago przez prawie 1,5 roku. Była to liga amatorska. Grałem, trenowałem i normalnie pracowałem. Wróciłem do Polski w czerwcu 1981 roku.

Józef Ligus z Michałem Lewandowskim w Chicago

Czy to był jedyny klub w USA? Z kim z Polski Pan tam grał? Czy w innych drużynach grali koledzy z Zagłębia?

Tak, grałem tylko w Wiśle Chicago. W moje miejsce do Chicago przyjechał Michał Lewandowski. W USA poznałem Zygmunta Peterka (red. były zawodnik Śląska Wrocław). W USA w tym czasie przewijało się wielu byłych ligowców. Po mnie jako drugi wyjechał Rudolf Konieczny, ale on był w okolicach Nowego Jorku, niestety nie znam drużyny, w której grał.

Józef Ligus w barwach Wisły Chicago

Po powrocie do Polski grał Pan jeszcze w Prochowiczance Prochowice? Ile lat tam Pan spędził? W której lidze wtedy graliście?

Po powrocie do Polski zanim trafiłem do Prochowiczanki to trener Stanisław Świerk zaproponował mi treningi w Zagłębiu Lubin. Zagrałem nawet w meczu z Chrobrym Głogów, ale sam po sobie czułem, że to już nie jest to i zrezygnowałem.

Zacząłem grać w Prochowiczance Prochowice od 1981 roku. Byłem w klubie do 1995 roku z przerwami. Raz w czwartej lidze, raz w okręgówce, a później zostałem trenerem. Do Prochowiczanki ściągnąłem Jasia Ławnika i Leszka Malawskiego. Ustawialiśmy się następująco: Malawski środek obrony, Ławnik środek pomocy i ja w ataku. W każdej formacji był doświadczony zawodnik.

Kupiłem kurnik w listopadzie 1983 roku i musiałem zająć się pracą, więc co raz mniej czasu miałem na granie i trenowanie dlatego z biegiem czasu skupiłem się tylko na trenerce.

Od kiedy zajął się Pan trenerką? Jakie drużyny Pan prowadził?

Pierwsze kroki jak już wspomniałem stawiałem w Prochowiczance. Później Ryszard Klinger zapytał się czy nie chcę grać w drużynie z Krzeczyna. Jak przychodziłem tam to była klasa B. Była tam całkiem ciekawa ekipa. Z Zagłębia spotkałem tam Mirka Maśleja i Cześka Juszkaluka. Niestety kurnik i obowiązki były w Prochowicach, więc tam trenowałem. Ówczesny trener Prochowiczanki, Marek Szpularz, namówił mnie na powrót do Prochowic i grałem tam w czwartej lidze. W Prochowicach prowadziłem też dwie grupy młodzieżowe: juniorów i młodzików.

Trenowałem również Odrę Malczyce, Górnika Lubin, Unię Miłoradzice.

W Malczycach grałem w oldbojach i ówcześni działacze zaproponowali mi prowadzenie młodzieży i seniorów Odry. W Malczycach byłem przez 1,5 roku.

Do Górnika Lubin trafiłem w lutym 2016 roku jak obowiązki trenera przestał pełnić Arek Żarczyński. Drużyna grała wtedy w klasie A.

W Unii Miłoradzice trenowałem młodzież i seniorów.

Czy dalej się Pan udziela w Stowarzyszeniu OLDBOYS ZAGŁĘBIE LUBIN?

W Oldbojach Zagłębia przestałem się udzielać jak przeszedłem operację. Ze względu na zdrowie zaprzestałem grania. Druga sprawa, że młodsze pokolenia przejęły schedę i teraz wszystkim zarządza Romek Kujawa.

Józef Ligus w barwach lubińskich Oldbojów

Czy jest Pan zadowolony z tego jak klub Zagłębie Lubin dba o historię? Czy nie brakuje Panu spotkań Retrofutbolistów, które od kilku lat zostały zaniechane?

Przez spotkania Retrofutbolistów miałem możliwość poznać wcześniejsze pokolenia piłkarzy, którzy reprezentowali jeszcze Zawiszę czy Górnika Lubin. Dla mnie było to ważne, bo przyszedłem do klubu w 1975 roku. Zżyłem się z wieloma ludźmi z tego środowiska. Niestety jest nas z każdym kolejnym rokiem mniej, tym bardziej uważam, że takie spotkania są potrzebne. Nie wiem czy te spotkania powrócą i czy uda się odbudować relacje i zaprzepaszczony czas.

Józef Ligus siedzi 2 od lewej podczas Biesiady Retrofutbolistów w 2016 roku

W tamtym roku miał Pan przyjemność uczestniczyć w spotkaniu wspominkowym zawodników Unii Racibórz. Sentymentalne spotkanie z kolegami sprzed wielu lat. Kolega Andreas Rim przesłał mi materiały z tego spotkania. Jakie to były przeżycia dla Pana?

Jeśli chodzi o Racibórz to dzięki Panu mnie odnaleziono i złapałem kontakt z kolegami sprzed wielu lat. Ja nie siedzę przed komputerem i nie mam takich możliwości technicznych żeby wszystko śledzić. Była to bardzo sentymentalna podróż. Powrót do lat młodzieńczych i długie rozmowy z kolegami z boiska.

Józef Ligus podczas spotkania byłych zawodników Unii Racibórz w 2021 roku

Czym obecnie się Pan zajmuje?

Obecnie trenuje młodzież w SCS Amico Lubin. Otrzymałem propozycję od prezesa Kazimierza Dziubczyńskiego i pomagam w prowadzeniu treningów młodzieży. Współpracuje w duecie z Damianem Pieńko, ojcem Tomasza. Cieszę się bardzo z tego, bo mam zajęcie i spędzam czas na świeżym powietrzu. Po tej pandemii i siedzeniu w domu wróciła radość z piłki. Przychodzę sobie szybciej przed treningiem, przygotowuję wszystko i czekam na młodzież.

Ponadto chodzę na mecze Zagłębia Lubin i śledzę wyniki naszej ligi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *