Dzisiejsze starcie ze Stalą Mielec, dzięki wynikom, jakie padły w tej kolejce, urosło dla Zagłębia prawie do rangi finału Ligi Mistrzów. Tu znaczenia nie będzie miał ani styl, ani sposób, w jaki zostaną zdobyte zwycięskie bramki. Dziś poza korzystnym wynikiem, nie liczy się już zwyczajnie nic. Ewentualna wygrana i odskoczenie od czerwonego pola na osiem punktów powinna bowiem praktycznie przyklepać utrzymanie.
Wygrana na boisku wciąż urzędującego mistrza naszego kraju była dla wszystkich dość sporym zaskoczeniem. Pewnie, mówiło się o tym, że Jaga jedzie już w dużej mierze na oparach i widać tam zmęczenie nadzwyczajnie intensywnym dla nich sezonem, ale to wciąż piekielnie silna drużyna i nikt przy zdrowych zmysłach nie odważyłby się tego lekceważyć. Zresztą pierwsza bramka w tym meczu pokazała dobitnie, że gdy pozwoli się im grać w piłkę na swoich zasadach, potrafią robić naprawdę ładne rzeczy.
Potem jednak do głosu coraz częściej dochodzili Miedziowi i to, co jeszcze kilka tygodni temu brzmiało jak mokry sen desperata, stało się faktem. Zagłębie wygrało trzeci mecz z rzędu i w trybie ekspresowym zaczęło odkręcać się, z piekielnie trudnej sytuacji w tabeli. Na osobny akapit zasługuje jednak to, kto te wygrane nam zapewnił.
W Radomiu jedynego gola w meczu zdobył Igor Orlikowski i cholera jasna, komu jak komu, ale właśnie jemu ta bramka naprawdę była potrzebna i piekielnie się cieszę, że zapewniła ona Miedziowym wygraną, bo z pewnością dało to niesłychanie wiele temu młodemu przecież wciąż chłopakowi.
Wygrana z Górnikiem to kolejny chichot losu, bo zapewnili nam ją ludzie, którym kibice krytyki w tym sezonie nie szczędzili. Szczególnie dla Tomka było to ważne, bo widać było, jak bardzo chce ten ciężar udźwignąć i jak duże sprawia mu to trudności. A przecież został w Lubinie, by swoją pozycję nie tylko ugruntować, ale właśnie by stać się jednym z liderów i jako jeden z nich wyruszać w piłkarski lepszy świat. Fakt, że w Białymstoku znów potwierdził, że jest gotowy, by twarde liczby dawać regularnie, jest chyba jedną z najlepszych wiadomości tej końcówki sezonu.
Skoro już jesteśmy przy meczu w stolicy Podlasia, to warto też wspomnieć o Szmycie. Nie miał Kajetan najlepszej przecież prasy, a więcej mówiło się o nim w kontekście kontraktu czy urazów, które wciąż się go imały. W Białymstoku jednak do głosu doszło najważniejsze, czyli boisko, a na tym Kajtek już od kilku meczów pokazywał to, że może być w tej drużynie motorem napędowym. I mam olbrzymią nadzieję, że od tego trafienia będziemy już widzieć tylko coraz lepszą jego wersję.
A już asysta Rafała Adamskiego, która wygraną z Jagą przypieczętowała, to zwyczajne utarcie nosa wielu kibicom, którzy z jego powrotu dość bezceremonialnie drwili.
Ale dość już o tym co za nami i pora spojrzeć do przodu.
Dzisiejsze starcie ze Stalą Mielec, dzięki wynikom, jakie padły w tej kolejce, urosło dla Zagłębia prawie do rangi finału Ligi Mistrzów. Tu znaczenia nie będzie miał ani styl, ani sposób, w jaki zostaną zdobyte zwycięskie bramki. Dziś poza korzystnym wynikiem, nie liczy się już zwyczajnie nic. Ewentualna wygrana i odskoczenie od czerwonego pola na osiem punktów powinna bowiem praktycznie przyklepać utrzymanie.
Zadanie wydaje się z pozoru proste. Mielczanie na ligową wygraną czekają bowiem od dziewięciu kolejek (7 lutego wygrali u siebie z Jagiellonią). W tym czasie zanotowali tylko dwa remisy i aż siedmiokrotnie schodzili z boiska pokonani, w tym dwukrotnie z bezpośrednimi rywalami w walce o spadek, czyli Śląskiem i Lechią. W dodatku Stal jest w tym sezonie najgorszym ligowym zespołem pod kątem punktów zdobywanych na wyjazdach.
Będące na fali Zagłębie kontra będąca w rozsypce i chyba pogodzona już z losem Stal. No co tu może pójść nie tak? No więc może pójść źle wszystko, a kolejne sezony walki o utrzymanie nauczyły mnie już tego, że póki coś zrobione nie jest, nie można zakładać, że się powiedzie. Zamknąć ten sezon trzeba na boisku, a fakt, że rywal jest daleki poza optymalną formą, nie może w nikim uśpić czujności.
Trzeba bowiem pamiętać, że tuż za rogiem czekają nas derby, a zostawiać sobie robotę do zrobienia na taki mecz, to zabawa zapałkami w składzie dynamitu. Śląsk może i dostał lanie od Rakowa, ale nie mam najmniejszych wątpliwości, że na 3 maja to będzie zupełnie inaczej nastawiona drużyna. Dla wrocławian bowiem będzie to najprawdopodobniej ostatnia szansa, by jeszcze uwierzyć w możliwość utrzymania, więc będą pod wielkim prądem, a jeśli frekwencja dopisze, może się zrobić tam bardzo ciężko.
Zdecydowanie więc wolę zagrać ten mecz z zupełnie innym nastawieniem mentalnym, szczególnie że jeszcze tej wiosny jest kilka rzeczy do zrobienia. Przede wszystkim potrzebujemy zrobić solidny przegląd kadr. O tym, że mamy w tym zakresie bardzo duże braki wspominać chyba nie trzeba, bo widać je w zasadzie za każdym razem, gdy ktoś z tej kadry wypada z kontuzją.
Co nawet ważniejsze, walka o spadek spowodowała, że nie było wystarczająco odwagi, by na boisku minuty dostali kolejni młodzi wychowankowie. Na debiut swój czeka Sochań, który co prawda do debiutu był już szykowany, ale w ostatniej chwili przed meczem z Koroną zmieniono koncepcję. W dobie poszukiwania optymalnego zestawienia bloku obrony może to być ciekawa opcja i chciałbym się o tym przekonać osobiście.
Poza Kamilem wciąż na kolejne szanse na pokazanie się czeka Mateusz Dziewiatowski. Wszyscy pamiętamy, z jak ciekawej strony pokazał się ostatnio i bardzo liczę na to, że będziemy mieć na tyle odwagi, by dać mu prawdziwą szansę na miarę choćby Kuby Kolana, bez którego dziś nie sposób sobie wyobrazić zestawienia środka pola.
Swoją drogą jestem piekielnie ciekawy, jaki sztab będzie miał pomysł, aby w jednym zespole pomieścić Kolana, Dziewiatowskiego i Kocabę, który notuje fantastyczny sezon w Gdyni, która lada moment powinna powrócić do Ekstraklasy. No i przecież jest jeszcze Reguła, Kolanko czy Kusztal, którego przyszłość też trzeba w końcu określić.
A gdy sprawa utrzymania się w końcu dokona (mocno liczę, że jeszcze dziś), znów wrócimy do punktu wyjścia, w którym trzeba będzie zadać pytanie “Dokąd zmierzamy?” i zacząć całą zabawę od nowa. Proza życia.
Wszyscy na mecz!